Zimowy weekend w Wilnie i Trokach z rocznym dzieckiem. Hasło wyjazdu „zjeść Wilno”!
Decyzja o wyjeździe do Wilna zapadła bardzo szybko. W którąś listopadową środę, przeglądałam oferty LOTu „Szalona Środa” i natrafiłam na bilety lotnicze właśnie do Wilna w cenie 184 zł za osobę w obie strony. Zapytałam Marcina, czy w lutym polecimy do Wilna, powiedział: tak, więc niedługo myśląc kupiłam bilety. Termin idealny, nie trzeba było dnia wolnego do pracy, ponieważ wylot był w piątek o 16:15, a powrót w niedzielę o 19:00. Nasza Klara ma roczek, dlatego jeszcze korzystamy z jej darmowych przelotów. W liniach lotniczych do drugiego roku życia dzieci latają bez opłat. Wózek w prawie wszystkich liniach można wziąć na pokład samolotu bez kosztowo.
W Wilnie zatrzymaliśmy się w Vilnius Old Town Apartments. Za dwa noclegi, za naszą trójkę zapłaciliśmy 312 złotych, w tym mieliśmy już łóżeczko dla dziecka. Dostaliśmy piękny 60–metrowy apartament z kuchnią, łazienką i salonem. Nasze obawy budziło ogrzewanie, ponieważ podróżowaliśmy w zimie, z małym dzieckiem, bałam się, że nocując nie w hotelu, tylko w apartamentach możemy narazić się na to, że będzie znacznie chłodniej. Przy pierwszym wrażeniu faktycznie odczuliśmy chłód, ale miły właściciel zapewnił dwa piecyki na dogrzanie mieszkania, szybko zrobiło się znacznie cieplej. Przy podróży z dzieckiem bardzo ważna była kuchnia, mogłam w każdej chwili Klarze przygotować i podgrzać coś do jedzenia. Dużym plusem naszego apartamentu było położenie tylko 150 metrów od Katedry i Uniwersytetu Z lotniska dojechaliśmy autobusem nr. 88 i trolejbusem nr 2. Jednorazowy bilet komunikacji miejskiej w Wilnie kosztuje 1 Euro.
Już w piątek wieczorem wybraliśmy się na spacer ulicą Rynkową (jako to określił nasz właściciel), a tak naprawdę Didzioji do Ostrej Bramy, po drodze zatrzymaliśmy się w polecanej przez naszą koleżankę restauracji Medininkai. Zamówiliśmy zapieczone kołduny z wołowiną i sosem grzybowym oraz zeppeliny, czyli pyzy z wieprzowiną okraszone boczkiem, dania były pyszne, dlatego możemy Wam polecić tę restaurację. W związku z tym, że w Wilnie była zima, musieliśmy się często rozgrzewać i postanowiliśmy „zjeść” Wilno, odwiedziliśmy jeszcze kilka różnych restauracji i knajpek.
Następnego dnia wybraliśmy się na Wieżę Giedymina, ale nie mieliśmy szczęścia, wieża była zamknięta, obecnie jest w remoncie. Pospacerowaliśmy po placu katedralnym i skierowaliśmy się w stronę Zarzecza (Uzupio). Zarzecze to część Wilna, która ogłosiła się autonomiczną republiką, mieszka tu wielu artystów, miejsce ma własną konstytucję, rząd i uroczy klimat, nawet w zimie. W restauracji Uzupio Klasika (nie ma strony interentowej, adres Uzupio, g. 28) zjedliśmy placki ziemniaczane z łososiem i zupę cebulową, też polecamy! Restauracja jest bardzo mała, raptem kilka stolików, ale wnętrze bardzo przytulne.
Klimat Zarzecza zimą możecie zobaczyć na naszych zdjęciach. Cały czas padał śnieg więc na kolejne rozgrzanie, postanowiliśmy odwiedzić Uzupio Kavine kultową kawiarnię, w której obraduje rząd Republiki Zarzecza, tu też została podpisana konstytucja. Skusiliśmy się na naleśniki, jednego na słono, drugiego na słodko. W Wilnie dużo spacerowaliśmy po Starym Mieście, podziwiając kościoły i cerkwie. Na uwagę zasługuje późnogotycki kościół Świętej Anny, zaraz obok kościoła znajduje się pomnik Adama Mickiewicza. Dużym przeżyciem było dla nas niedzielne odwiedzenie cmentarza na Rossie. Zimowa sceneria, wzruszający nastrój upływającego czasu, wprawiły nas w chwilę refleksji. Na cmentarzu nie palił się ani jeden znicz, a jedynie na grobie Józefa Piłsudskiego i jego matki były kwiaty. Wilno trochę nas zaskoczyło poziomem rozwoju, spodziewaliśmy się europejskiej stolicy, a jednak czuliśmy wpływy wschodu, nieodnowione, odrapane budynki, brak oznaczeń po angielsku, stare, rozpadające się autobusy miejskie. Co nie zmienia faktu, że miasto ma swój klimat! Kolejnym zaskoczeniem były ceny, Euro sprawia, że są znacznie wyższe niż w Polsce.
Litwa to nie tylko Wilno, w niedzielny poranek wybrałam się do Trok. Dla mnie był to pierwszy raz na Litwie, Marcin był już wcześniej dwa razy, widział zamek w Trokach, dlatego został z Klarą w apartamencie. Była to bardzo szybka wycieczka, autobus z dworca w Wilnie jedzie do Trok 40 minut i kosztuje 1,80 Euro. Spacer z dworca w Trokach do Zamku to około dwa kilometry. Co ciekawe w zimie turystów prawie nie było, a zamek robi piękne wrażenie nawet jeśli jest otoczony bielą śniegu, a nie błękitem jeziora. Zaciekawiła mnie możliwość nurkowania w jeziorze, ale odłożyłam to na następny raz na Litwie Dla zainteresowanych na zdjęciu poniżej znajdziecie numery telefonów do organizujących nurkowanie.
W Trokach podziwiałam tez domy Karaimów, grupy etnicznej, która pochodzi z terenów Turcji, są pochodzenia semickiego, ale wyznają tylko Stary Testament. W Europie, żyje ich około 1600 osób, z czego znaczna część właśnie na Litwie, w Trokach znajduje się też wystawa etnograficzna poświęcone tej grupie. W zimie Troki wydawały mi się prawie opuszczone, restauracja Kybynlar polecana nam przez znajomą była zamknięta, otwarta była tylko kawiarnia Sokolado Sostine, gdzie wypiłam kawę i kupiłam czekoladki dla Marcina. Z ciekawostek kawiarnia miała rewelacyjny kącik dla dzieci, aż żałowałam, że nie ma ze mną Klary. Do restauracji z kącikiem dla dzieci trafiliśmy też w Wilnie – Gusto Blynine polecamy nie tylko ze względu na kącik dla dzieci, ale też ogromny wybór naleśników. I ta kolejna wzmianka o naleśnikach i jedzeniu, będzie idealnym zakończeniem naszych wspomnień z Wilna Więcej możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej, zapraszamy!