Wakacje godzinę od Warszawy – Aleksandryn
Aleksandryn działa już dwa lata. Prowadzi go od samego początku przemiły Pan Aleksander. Urodził się na Podhalu, trafił do Warszawy gdzie przepracował dwadzieścia lat w korporacji. W końcu postanowił zmienić coś w swoim życiu i kupił zaniedbaną działkę we wsi Ksawerów Nowy koło Stromca. Starą oborę zarastały chaszcze, a zniszczone ściany były popękane i zapleśniałe. Nie zraziło go to jednak i stwierdził że wybuduje tu gospodarstwo agroturystyczne z prawdziwego zdarzenia. Jego przyjaciółka jak zobaczyła to powiedziała „Tak, ty to lubisz wyzwania”. Nie zdawał sobie pełni sprawy z ogromu przedsięwzięcia. Przez dwa lata nie zajmował się niczym innym. W końcu powstał piętrowy dom z dużym przeszklonym salonem na parterze z kuchnią i jadalnia oraz czterema pokojami gościnnymi.
Pan Aleksander jest człowiekiem orkiestrą, ale dla gości najbardziej widoczna jest jego pasja kulinarna. Kuchnia zawiera wiele przepisów autorskich inspirowanych przepisami mamy i żony. Niewątpliwie hitem jest jajecznica z gęsich jaj. Na nas wrażenie zrobiły: pizza sycylijska, makaron o smaku mojito i fileciki z kurczaka w płatkach kukurydzianych z ciekawie doprawionymi warzywami. W swoich przepisach gospodarz używa np. kwiatów hosty, stokrotek, mlecza, młode liście brzozy, lipy, a wszystko to z domowego ogródka ziołowego. Goście zasiadają przy wspólnym integracyjnym stole co zachęca do rozmów i zbliża. Gospodarz wspomniał wiele przyjaźni, które miały tu swój początek!
Miejsce to przyciąga ludzi sympatycznych i przyjaznych oraz lubiących naturę. Raz goście zatrzymali się tu na jedna noc, a zostali na dwa tygodnie. Pensjonat jest przyjazny dzieciom, ale są także takie weekendy, że są tylko osoby dorosłe. Aleksander nie planuje dalszej rozbudowy (poza prawie skończoną salką do spotkań). Ma to być miejsce kameralne dla ludzi którzy lubią spokój i cisze. Maksymalnie może pomieścić 11 osób.
Tyle o obiekcie….. ale czas można tu przecież spędzać na wiele sposobów. My połączyliśmy kilka elementów. Najważniejsze było błogie leniuchowanie. Czytaliśmy na zmianę książki w ogródku lub pod altaną. Pierwszego wieczora przepadłem na godzinę przed telewizorem, bo to dla mnie coś niecodziennego (nie mamy z Aga telewizji od ponad 15 lat). Wygląda na to że najwięcej namacalnych atrakcji znalazła tu dla siebie Klara! Rano, po śniadaniu zaczynaliśmy dzień od karmienia zwierząt. Wszystkie zwierzęta w gospodarstwie zostały adoptowane lub uratowane z jakiś miejsc/opresji. Każde ma swoje miejsce i imię.
Pomijam fakt pierwszego kontaktu Klary z gęsią ale zobaczyć gęś wsuwającą makaron to już zupełnie inna historia, a w szczególności dla niemowlaka. Potem były kucyki. Głaskanie konia zawsze robi wrażenie! Hamak – duży, stabilny zachęcał Klarę do prawdziwej ekwilibrystyki. Nasz szkrab próbował na nim stanąć… Mała wymagała ciągłej uwagi, ale zabawę miała przednią. Potem była trampolina – niekwestionowany zwycięzca agroturystycznych atrakcji, gwarant nieprzemijającej frajdy. Sprężyste wibracje trampoliny w połączeniu z pogonią za różową plastikową piłeczką zapewniały naszej córce nieprzemijające podekscytowanie. Kiedy do zabawy dołączyła jeszcze 7 letnia Lila wyglądało na to, że zamęczona Klara padnie tego dnia bardzo szybko…ale przecież dzień jest długi, a rodzice też muszą mieć coś z życia.
Niekwestionowaną atrakcją, zaledwie kwadrans jazdy samochodem od Ksawerowa jest miła plaża na brzegu Pilicy, w Białobrzegach. Strzeżona przez ratowników WOPR, z wyznaczonym kąpieliskiem (w wakacje) daje możliwość by poczuć się „jak na wakacjach”. Tak więc siedzieliśmy pod zadaszeniem i czytaliśmy książki chodząc popluskać się dla ochłody. Klara spała.
Trzeba też pamiętać, że spływanie kajakiem Pilicą jest łatwo dostępne i popularne. Na razie Klara na takie atrakcje była jeszcze za mała!
W bezpośredniej okolicy Aleksandryna są przepiękne tereny do biegania. Aga przetarła ślady w sobotę, do mnie należała niedziela. Każde z nas przebiegło ponad 10 kilometrów. Moja dycha zawierała zaledwie sto metrów asfaltu – tyle ile trzeba było by przebiec w poprzek jedną z sąsiednich wsi! Piękne polany, pola i lasy, Polska w całej krasie. Taka za którą tęskni się będąc długo za granicą… Słońce, wiaterek, ptaki w powietrzu i pojedyncze jelonki przemykające przede mną. Bajka.
Lody Gruszczyńskich to niekwestionowana atrakcja „must eat”. 80 letnia tradycja i niezmienne „pyszne smaki” skusiły nas zarówno w sobotę jak i w niedzielę.
Czas spędzony w Aleksandrynie już się skończył, weekend minął ale my czujemy się jak po powrocie z wakacji. Właśnie poznaliśmy kolejne miejsce, do którego możliwe, że kiedyś wrócimy.