Sri Lanka – rodzinna podróż po Cejlonie
Na przełomie kwietnia i maja objechaliśmy środkową i południową cześć wyspy. Nasza podróż po Sri Lance odbyła się dzięki specjalnemu zaproszeniu od lokalnego biura podróży. Sri Lanka jest o tyle wyjątkowa, że pogoda jest odpowiednia do podróży przez cały rok. Było ciepło, ale nie wilgotno, co pozwoliło nam trochę odpocząć po upałach w Indiach TUTAJ. Rozpoczęliśmy od centralnej części. Zatrzymaliśmy się w hotelu Camelia Resort & Spa. W czasie naszego pobytu hotel miał bardzo niskie obłożenie, tylko 4 osoby na ponad 40 pokoi. Pozwoliło to dyrekcji zorganizować spotkanie dla pracowników, na które zostaliśmy zaproszeni.Zawodowo zajmuję się organizacją wyjazdów motywacyjnych,więc takie spotkanie w lankijskiej firmie było dla mnie ciekawe.Był pokaz taneczny, ognisko, przysmaki oraz drinki. Marcin oczywiście skorzystał z okazji i spróbował Araku (alkohol w smaku przypominający brandy) nie został jednak jego fanem.
Wcześniej (podczas wyjazdu z firmowego z Incentive Care) byłam już na Sri Lance, dlatego tym razem postanowiłam odpocząć z Klarą, a na pierwszy dzień zwiedzania Marcin pojechał sam. Zobaczył „pocztówkową wizytówkę Sri Lanki” Sigiriję. „Lwia Skała”, na której znajdują się ruiny starożytnego pałacu, zrobiła na nim wrażenie, ale ciągnęło go do znajdującej się obok Pidurangala Rock. Nie wiedział czego się spodziewać ale spontaniczna wycieczka biegowa w pełni zaspokoiła jego oczekiwania (piękny widok na Sigiriję, ciekawa,zróżnicowana trasa i niekomercyjny charakter) i miejsce uważa za numer jeden. Tego dnia 0dwiedził też Polonnaruwa -zabytkową stolice Sri Lanki. Następnie już razem udaliśmy się do Kandy, gdzie spędziliśmy dwie noce w hotelach Suisse Hotel oraz Hill Top Hotel. Podczas wyjazdu nie mieliśmy wyżywienia, jedliśmy raczej w lokalnych restauracjach, ale w Suisse Hotel zdecydowaliśmy się na bufet, było pysznie! W Kandy znajduje się ważna dla wyznawców buddyzmu Świątynia Zęba (Dalada Maligawa) ale zdecydowanie największe wrażenie zrobiła na nas Złota Świątynia – Dambulla Rock Temple. Malownicze posągi Buddy oraz położenie na wzgórzu robią ją niezwykłą. Klara dzielnie zwiedzała w chuście. Najbardziej podobał, jej się Cultural Show z pokazem tańców w Oak Ray Hotel.
Udaliśmy się też do Pinnawala Elephant Orphanage, mieliśmy wiele wątpliwości co do tego miejsca. Po wizycie zgodnie stwierdziliśmy, że nie wrócilibyśmy tam oraz, że już raczej będziemy unikać tego typu atrakcji. Sierociniec dla słoni to tak naprawdę miejsce gdzie pokazuje się zwierzęta. Przykrym widokiem było dla nas karmienie słoni owocami – widzieliśmy jak jeden zmęczony słoń cały czas zajadał podawane przez turystów owoce. Nie miał na to już specjalnie ochoty ale czekało go jeszcze kilka posiłków z turystami, którym bardzo zależało…Podobnie karmienie mlekiem, jest raczej robione na pokaz niż dla potrzeby słoni. Ze wszystkich miejsc typu sierocińce dla zwierząt, które widziałam, tylko „The David Sheldrick Wildlife Trust” w Nairobi działa w wyjątkowy sposób, i naprawdę przysposabia zwierzęta do życia w dziczy. W Pinnawala miałam wrażenie, że tylko kąpiel w rzece sprawia słoniom przyjemność. W tym momencie można patrzeć na nie godzinami, siedząc w pobliskiej restauracji.
Po odwiedzeniu Pinnawala udaliśmy się do ogrodu botanicznego w Kandy, który jest idealnym miejscem na spacer z wózkiem. Oprócz niezliczonej ilości drzew,krzewów i kwiatów spotkaliśmy…. jeszcze więcej nietoperzy!
Kolejnym etapem naszej podróży był przejazd do Parku Narodowego Yalla. Po drodze zatrzymaliśmy się na nocleg w Tea Bush Lodge, położonym wśród wzgórz hotelu. Tu udało nam się trochę pobiegać, oczywiście na przemian – najpierw ja, później Marcin. Odwiedziliśmy fabrykę herbaty, ciekawe doświadczenie, chociaż bardzo gorąco w środku! Zdobyliśmy Mały Adam’s Peak 1141 m. n. p. m. Wejście jest bardzo łatwe i trwa ok. 0,5 godziny.
Największym wyzwaniem podczas podróży po Sri Lance było safari! Dziwnie to brzmi…, ale wyobraźcie sobie szybką jazdę po wertepach z niemowlakiem…:) W momencie decyzji nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę na co się piszemy. Klara siedziała z Marcinem w chuście i naprawdę bardzo dzielnie znosiła ciągłe kołysanie i podskakiwanie w jeepie, nie przeszkadzał jej też kurz i wiatr. Marcin musiał trzymać ją bardzo mocno i chronić przed metalowym stelażem samochodu. Podczas safari zobaczyliśmy warany, słonie, guźce,antylopy, mangusty, wiele ptaków oraz dwa lamparty! Jednak jeśli ktoś był w Afryce, a oboje z Marcinem mieliśmy to szczęście, to safari na Sri Lance niestety nie da się porównać do tego w Afryce. W Parku Yalla spaliśmy w Magampura Eko Lodge.
Na zakończenie naszego wyjazdu udaliśmy się na południowy zachód Sri Lanki, nad Morze Lakkadiwskie. Zatrzymaliśmy się w hotelu Pandanus Beach, dwa dni na plaży były dokładnie tym czego potrzebowaliśmy. Po drodze nad Morze zwiedzaliśmy Galle miasto powstałe jeszcze za kolonizacji holenderskiej, przyjemnie było się powłóczyć po wąskich uliczkach. Droga powrotna do Warszawy linią Qatar Airways minęła super. Klara przespała po kilka godzin każdego z lotów, a my mieliśmy czas na relaks i oglądanie filmów. Podróż samolotem z niemowlakiem pozwala docenić te wszystkie samotne podróże kiedy to można bezkarnie oglądać jeden film za drugim:)