Słów kilka o spontanicznych podróżach
Jest taki stan który lubię najbardziej, to czas wyczekiwania na podróż.
Aby znaleźć się w takim stanie, a nawet długo go odczuwać trzeba najpierw kupić bilety. Ja lubię mieć zaplanowane podróże dużo wcześniej, dzięki temu mogę przedłużać sobie ten czas oczekiwania. W tym czasie sprawdzam miejsce, które będę odwiedzać, układam szczegółowy plan, wybieram restauracje, czy miejsca ze streetfoodem. Oczywiście zostawiam miejsce na trochę spontaniczności, ale powiedzmy szczerze, że co najmniej dwie/ trzy restauracje mam już wybrane. Najczęściej zdaję się na polecenia znajomych, ale sprawdzam też blogi podróżnicze.
Ostatnim przykładem naszego spontanicznego wyjazdu był Neapol. Mama Marcina obiecała, że zajmą się Klarą, na około 3 noce, mając to w głowie uruchomiłam wyszukiwarkę internetową Omio https://pl.omio.com/ i szukałam pomysłów. Loty do Neapolu znaleźliśmy w świetnej cenie na trzeci weekend lutego, ale po konsultacji z rodzicami wyszło na to, że mogą, ale tydzień wcześniej. Czyli dokładnie na Walentynki, 14 lutego spędziliśmy w Neapolu, bilety niestety były trochę droższe. Lot w obie strony linią Ryanair z Warszawy kosztował 450 zł na osobę, ale wyobraźcie sobie, że tydzień później było jeszcze taniej. W Neapolu spędziliśmy 4 dni, tylko z 9 miesięcznym Wojtkiem. Wyjazd z jednym dzieckiem, dla rodziców dwójki, to prawdziwy relaks. Wojtuś był najlepszym kompanem podróży jakiego mogliśmy sobie wymarzyć. To wyjątkowe dziecko, które bawi się każdą najdrobniejszą rzeczą np. kawałkiem sznurka, butelką w połowie wypełnioną wodą, łyżeczką. Dodatkowo uwielbia siedzieć w wózku i patrzeć na okolicę. Praktycznie nie pamiętam momentu, aby w trakcie tego wyjazdu zapłakał. Natomiast w domu bywa różnie, naszą uwagę przyciąga masa rzeczy. Ale na wyjeździe to Wojtuś był dla nas w centrum uwagi, no i oczywiście Neapol.
O tym co zobaczyliśmy napiszę osobny, szczegółowy wpis. Już mogę zdradzić, że zachwyciła nas wyspa Procida, ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie wybrali się na najwyższą górę okolicy, czyli wulkan Wezuwiusz 1 281 m n. p. m.
Do Wezuwiusza mieliśmy dwa podejścia, pierwsze dość spontaniczne, kiedy około godziny 11 wyszliśmy z naszego apartamentu. Po dojściu na centralną stację Piazza Giuseppe Garibaldi oraz kupieniu biletów na pociąg zorientowaliśmy się, że na docelowej stacji Ercolano Scavi, skąd odjeżdża autobus na Wezuwiusz będziemy za późno i to dużo za późno. Wezuwiusz w okresie lutego czynny jest do 15, ostatni autobus na górę odjeżdża z Ercolano Scavi o 13. Na szczyt prowadzi jeszcze pół godzinny trekking. A my o 13 byliśmy dopiero na stacji. Gdybyśmy wtedy skorzystali z Omio i sprawdzili godziny, nie fatygowalibyśmy się na stację. Mimo spóźnienia ten dzień był bardzo udany, wybraliśmy się na zamek Castel Sant’Elmo, skąd rozpościerają się fantastyczne widoki na całe miasto i na Wezuwiusz. Następnego dnia już znacznie wcześniej pojechaliśmy do Ercolano Scavi, gdzie tym razem czekały nas widoki z Wezuwiusza na Neapol.
Mówiąc o spontanicznych podróżach, to Marcin wybiera się w wakacje z kolegami na via ferraty do Austrii, a ja w tym czasie wraz z Klarą i Wojtkiem planuję wizytę u mojej przyjaciółki w Amsterdamie. Właśnie sprawdzam połączenia do Amsterdamu i znalazłam ciekawą, najtańszą (trochę ponad 400 zł) wersję lotu SASem (obsługiwany przez Regional Jet) przez Kopenhagę. W przypadku podróży z dwójką dzieci raczej nie wybiorę lotu z przesiadką, ale czasem warto się zainspirować.