Mój Spartański debiut
Zaczęło się od rozmów z wujkiem Piotrkiem – przedsiębiorcą, który bez większego namysłu, całkowicie bezinteresownie, zdecydował zasponsorować mi strój Spartanina, bym mógł dołączyć do http://spartaniedzieciom.org/. Następnie wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Zapisałem się na 12. Cracovia Maraton. Już wkrótce spotkałem się ze Spartanami na Agrykoli gdzie odebrałem strój, na który składa się: spartański złoty hełm z pióropuszem, czerwona peleryna, nagolenniki, naramienniki, specjalne „majtki”, włócznia i wielka złota tarcza. Od tej pory dni mijały bardzo szybko i nawet się nie obejrzałem, gdy znalazłem się w autokarze pełnym Spartan i Spartanek. Podróż minęła szybko, w wesołej atmosferze żartów i śpiewów Haki – „maoryskiego” tańca zagrzewającego do walki – wykorzystywanego przez Spartan.
Sobota minęła bardzo aktywnie. Przebiegliśmy Mini Maraton na dystansie 4,2 kilometrów, kwestowaliśmy w okolicy Stadionu Wisły i na krakowskim rynku, ćwiczyliśmy nasze tańce i przyśpiewki oraz pozowaliśmy do zdjęć i udzielaliśmy wywiadów.
Krakowiacy witali nas uśmiechem i jeśli tylko zdążyliśmy im wytłumaczyć – co robimy (biegniemy w strojach Spartan pełen maraton dla niepełnosprawnego Stasia, by uzbierać dla niego pieniądze na protezy) z chęcią nas wspomagali. Prawdziwą furorę zrobiliśmy na rynku tańcząc wspomniany wcześniej taniec Hakę. Tłumy turystów z niedowierzaniem przecierały oczy i błyskały fleszami, by zrobić sobie z nami zdjęcia.
Wieczór spędziliśmy przy makaronie i piwie. Potem padłem…. Poranek był ciężki. To efekt zarwanych wcześniej nocy. Rano zapukała do mnie delegacja Spartan w składzie Darii i Łukasza w strojach. Totalnie nieprzytomny pomyślałem, że przeniosłem się w inny wymiar, czy nawet na inną planetę. Okazało się, że wszyscy już siedzą w autokarze i czekają tylko na mnie. Wtedy przestałem myć zęby i obudziłem się na dobre. Spakowałem się tak szybko, że jak się chwilę później okazało nie wziąłem spartańskich gaci…..
Przed biegiem dopięliśmy rzepy, paski, peleryny,skorzystaliśmy z toalet i ustawiliśmy się na starcie. Miłe było, gdy ludzie rozstępowali się, by zrobić miejsce naszej kolumnie. Początek biegu był cudowny – wesoła atmosfera, gorący doping kibiców, a specjalnie nagrane spartańskie przeboje niosły nas jak na skrzydłach. Kryzys dopadł mnie już na 15 kilometrze i trzymał przez następne dziesięć. Tarcza zaczęła ciążyć, płaszcz zaczął uwierać, włócznia przeszkadzać, a ja wyraźnie osłabłem…(znów nie zdążyłem przygotować się do biegu). Kolega wspomógł mnie żelem energetycznym, który wraz z Powerade, bananami i kilkoma cząstkami czekolady, dotarł mi wreszcie do żołądka. Mieszanka zaczęła działać a dostarczona moc sprawiła, że wyruszyłem na przód, by zmienić niosącego sztandar Spartanina. Nawet, gdy się zmęczyłem zacząłem intonować przygłupie przyśpiewki, które rozbawiały zmęczonych kolegów i koleżanki.
Końcówka biegu (jak to zazwyczaj bywa) nie była łatwa, ale daliśmy radę. Przebiegliśmy metę przed upływem pięciu godzin – co daje naprawdę niezły rezultat! To nie o czas jednak nam chodziło. Kierowała nami chęć pomocy małemu Stasiowi, który dzięki jednej ze Spartanek – Kasi, przekroczył metę w towarzystwie głośnego dopingu kibiców i naszych bojowych okrzyków.
Pomimo panującego hałasu i euforii Staś smacznie spał w swoim wózku – zmęczony wieloma wrażeniami tego dnia. Później były już podziękowania od rodziców malca, wspólne przybicie „piątek”. To cenne chwile, których nigdy nie zapomnę. Jaki będzie ostatecznie efekt naszej akcji okaże się wkrótce. Liczymy na wzrost zainteresowania naszym ruchem i na hojność darczyńców. Zbiórka dla Stasia nadal trwa i nie poprzestaniemy do momentu zebrania potrzebnych funduszy.
Teraz podsumowanie i kilka przemyśleń… Nie jestem początkującym biegaczem i śmiało mogę stwierdzić, że bieg w spartańskiej zbroi dodaje około godziny do końcowego rezultatu w biegu maratońskim. Dodatkowo biegnąc w spartańskiej kolumnie należy trzymać swoje miejsce w szyku, trzeba uważać na przeszkody terenowe i nieustannie odpowiadać na radosne zaczepki lub doping kibiców. Tempo biegu jest wspólne co oznacza, że przy nadmiarze sił trzeba przyhamować, a przy niedoborze przyspieszyć. Do tego należy nosić się dumnie i nie poddawać. Nie jest to łatwe lecz jeśli ma się w sobie taką radość biegania, chęć do pomocy i nieprzerwanie dobry humor, jak biegający Spartanie, z pewnością możliwe dla wielu biegaczy. Zachęcam z całego serca tych, którzy choć przez chwilę rozważali przyłączenie się do Nas by nie utknęli na etapie „a jak by to było gdybym to ja został Spartaninem/ Spartanką?” Minęły już 4 lata i nasza inicjatywa nabrała rozpędu. Jestem pewien, że warto to robić dalej! Miej odwagę i dołącz do Nas. http://spartaniedzieciom.org/zostan-spartaninem/