Madera, Funchal – trekkingi po lewadach oraz nasze wrażenia z wyspy!
Na Maderę polecieliśmy z biurem podróży organizującym wyjazdy czarterowe. Zdecydowaliśmy się na hotel, Rocamar położony w południowej części wyspy. Wybierając się na Maderę warto zwrócić uwagę na położenie hotelu. Naszą uwagę zwróciła pogoda – podczas gdy na północy były pochmurnie, na południu prawie codziennie świeciło słońce. Hotel Rocamar spełnił nasze oczekiwania. Oferował dobre jedzenie, piękne widoki oraz wygodny dostęp do Oceanu Atlantyckiego (pamiętajcie, że na Maderze prawie nie ma plaży).
Lądowanie na Maderze dostarcza wielu wrażeń! Pas startowy jest bardzo krótki, na wyspie nie można było znaleźć długiego płaskiego odcinka na zbudowanie lotniska, dlatego częściowo wybudowano je na konstrukcji wzniesionej na betonowych palach.
Podczas naszego tygodniowego pobytu dwa razy odwiedziliśmy stolicę wyspy Funchal, położoną 11 km od naszego hotelu. Jest to stosunkowo małe miasto (ok. 120 tyś. mieszkańców). Najlepiej zwiedza się je spacerując się po wąskich uliczkach, podziwiając piękne malunki na ścianach i drzwiach budynków. (Zwróćcie uwagę na zdjęcie poniżej)
Wybraliśmy się też kolejką linową „Telefericco” na wzgórze „Monte” z ogrodem botanicznym. Przejazd trwa ok. 20 minut w jedną stronę. Koszt podróży w obie strony to 16 Euro. Będąc na wzgórzu odwiedziliśmy kościół „Our Lady of Monte”. Nie zdecydowaliśmy się na wejście do ogrodów, ale pospacerowaliśmy po okolicznym parku. Atrakcją Monte jest też zjazd na saniach, podobno było to już popularne na Maderze w XVIII wieku, kiedy zaczęli tu przyjeżdżać wczasowicze. Sanie suną z dużą prędkością, nawet ok. 50 -60 km na godzinę, kierowane są przez dwóch mężczyzn. Kierowcy ubrani sią w eleganckie białe spodnie, niebieskie bluzy i kapelusze, jak idą razem w grupie budzą taki szacunek jak marynarze! Zjazd z Monte do Starego Funchal trwa kilka minut i dostarcza sporej adrenaliny, ponieważ jedzie się tymi samymi uliczkami, co samochody, czy autokary. Kierowcy są bardzo profesjonalni i nie ma obaw co do bezpieczeństwa.
W Funchal można zobaczyć fortecę z 1641 roku, obok której znajduje się publiczna plaża. Z innych atrakcji wybraliśmy się do Katedry z ciekawym wnętrzem oraz do znajdującego się obok niej Madeira Film Experience, gdzie zobaczyliśmy pół godzinny film o historii wyspy. Film pokazuje Maderę od powstania podczas wybuchu wulkanu, poprzez czasy kolonialne, wojny, odkrycia geograficzne aż po czasy współczesne. Naszą uwagę przyciągnęło też muzeum produkcji wina z Madery –Blandy’s. Znajduje się w Funchal tuż obok Katedry i Film Experience, muzeum ma zabytkowe wnętrze. Wino produkowane jest tutaj od 1811 roku, wokół czuć zapach wina i historii.
Wśród wąskich uliczek Funchal znajdziecie mnóstwo knajpek, prawie każda z nich posiada ofertę lunchową. Za 10 Euro można zjeść zupę, danie główne oraz często deser lub kawę. Natomiast na najlepsze jedzenie na Maderze trafiliśmy ,tuż obok naszego hotelu, w restauracji A Traineira, szczególnie polecamy zupę cebulową (3,95 Euro), grillowane kalmary podawane z frytkami (14 Euro) oraz pudding –deser z marakui (3,95 Euro).
Madera słynie także z owoców, kilka rodzajów marakui (na uwagę zasługuje np. pomidorowa, czy grapefruitowa), na lokalnych straganach sprzedawany jest też filodendron, połączenie ananasa i banana, bardzo egzotyczne, podobno dostępne tylko na Maderze. Po owoce polecamy wybrać się na piękny, zabytkowy i kolorowy targ owoców i warzyw Mercado dos Lavradores.
To co nas najbardziej pociągało w wjeździe na Maderę to jej piękne, górzyste krajobrazy. Byliśmy bardzo nastawieni na trekkingi – po lewadach, czyli szlakach, wytyczonych wzdłuż kanałów służących do transportowania wody. Aby dostać się do odpowiednich miejsc w których rozpoczynają się szlaki, wypożyczyliśmy samochód na dwa dni. Skorzystaliśmy z wypożyczalni, która znajdowała się naprzeciwko hotelu INSULARCAR, byliśmy bardzo zadowoleni z obsługi. Ceny również są świetnie, my płaciliśmy 35 Euro za dzień, 6 Euro za fotelik samochodowy za dzień oraz 200 Euro depozytu, do tego oczywiście zużycie benzyny. Jeśli jedziecie w sezonie polecamy zrobić rezerwację, bo może się okazać, że najtańsze klasy samochodów są już niedostępne. Pierwszego dnia wybraliśmy się na półwysep Świętego Wawrzyńca, przez wielu określany jako najpiękniejsze miejsce na Maderze. Trasa na półwysep zabiera około 1,5 -2 godzin w jedną stronę, wraca się tą samą drogą. Widoki były piękne, na każdym kroku plenery idealne do zdjęć, było trochę wietrznie, ale nie za bardzo.
Już ze wzgórz Półwyspu Świętego Wawrzyńca widzieliśmy Pico Areiro (1818 m n.p.m.) i Pico Ruivo (1862m n.p.m.) nasze cele na następny dzień. Kolejnego dnia wyruszyliśmy z hotelu z samego rana, do Pico Areiro dojechaliśmy samochodem, trasa jest wymagająca, kręta i górzysta, ale nie sprawiła nam większych problemów. Z tego szczytu Marcin ruszył dłuższą trasą na Pico Ruivo (1862 m npm) – najwyższy szczyt Madery. Przejścia zajmuje podobno około 3 godzin ale Marcin przebiegł ten odcinek w godzinę. Ja pojechałam na parking, który nazywa się Achada do Teixeira, trasa przejazdu samochodem zajmuje około 1 godzinę 15 min, najpierw dojeżdża się do miejscowości Santana, na północnym wschodzie wyspy, a stamtąd kierujemy się już na parking. Oznaczenie jest świetne, ale można też używać GPSa, Madera należy do Portugalii, więc rozmowy i Interent są w takich cenach jak w Polsce. Z Achada do Teixeira na Pico Ruivo idzie się nie całą godzinę, trasa jest piękna i bardzo przyjemna, prawie po płaskim. Już pod szczytem spotkaliśmy się z Marcinem. Tam przejął Klarę i poczekał z nią przy małym schronisku, a ja spokojnie weszłam na najwyższy szczyt Madery. Widoki były rewelacyjne! Marcin miał skojarzenia z górami Siemen w Etiopii, momentami było widać chmury, a z nich wystające góry.
Tego samego dnia pojechaliśmy zobaczyć jeszcze tradycyjne domki w Santanie, nie jest to nic specjalnego, ale przy okazji można się zatrzymać. Następne dotarliśmy do Porto Moniz na północy wyspy, gdzie znajdują się naturalne baseny. Północ Madery ma to do siebie, że jest znacznie chłodniej i większe zachmurzenie, ja zrezygnowałam z kąpieli w basenach, ale Marcin oczywiście nie odpuścił.
Wracając zatrzymaliśmy się jeszcze na południu wyspy na punkcie widokowym Cabo Girao, jest to najwyższy klif Europy – 589 metrów wysokości. Punkt jest świetnie przygotowany, zastał tu zamontowany taras ze szklaną podłogą. Spojrzenie w dół robi wrażenie! Polecamy.
Na Maderze bardzo nam się podobało, mamy przeczucie, że jeszcze tu wrócimy. Musimy przejść więcej lewad. Na Maderze jest ich podobno 1500 km, a my na razie przeszliśmy niewielki odsetek, więc dużo jeszcze przed nami.