IRLANDIA – Treking wzdłuż klifów Howth
Wyjazd do Irlandii był jedną z naszych wielu spontanicznych decyzji. Zainicjowało go zaproszenie od kuzyna, który od ponad 10 lat mieszka z rodziną w Dublinie. Loty Ryanair, idealnie wpasowały się w weekend (wylot w piątek wczesnym popołudniem, powrót w niedzielę wieczorem). Szczęśliwie złożyło się tak, że lecieliśmy w moje urodziny, 7 kwietnia. Lubię, gdy dzień urodzin jest aktywny, wtedy mniej myśli się o upływającym czasie…
Lot do Dublina, był pierwszym w życiu naszej pięciomiesięcznej Klary, a dla podróż samolotem z niemowlakiem była kompletną nowością. Przyznam szczerze…stres był! Lot trwał trzy godziny. Klara, część przespała, trochę spacerowała po samolocie oczywiście z nami, a przede wszystkim bardzo nas ucieszyło, że nie płakała, podczas startu i lądowania. W tych właśnie strategicznych momentach starałam się ją karmić piersią, aby mogła przełknąć, gdy zatykają się uszy.
Z lotniska odebrał nas mój kuzyn i pojechaliśmy do jego domu w Maynooth, około 25 km na zachód od Dublina. Dali nam piękny pokój z łazienką Przyznam, że czuliśmy się jak w uroczym pensjonacie! Popołudnie upłynęło nam na wspomnieniach i rozmowach. Klara została bardzo gorąco przyjęta przez dwóch swoich kuzynów (8 i 6 lat). Hasłem wyjazdu stało się wypowiedziane przez nich ciągle zdanie „Klara jest bardzo piękna”.
Już pierwszego dnia spacerowaliśmy po Maynooth. Byliśmy w centrum tego małego miasteczka, liczącego około piętnaście tysięcy mieszkańców. Nie omieszkaliśmy zajrzeć do prawdziwego irlandzkiego pubu! Tak – nawet Irlandczycy byli zaskoczeni wizytą Klary:)
Następnego dnia wybraliśmy się na półwysep Howth, 16 km na wschód od Dublina. Mieliśmy szczęście do pogody, w tym dniu było słonecznie i ciepło. Z Maynooth do Howth jechaliśmy pociągiem (łącznie trochę ponad godzinę, z przesiadką w Dublinie).
Zdecydowaliśmy się na treking na południe półwyspu do Latarni Bailey. Widoki były przepiękne! Dzikie plaże, strzeliste klify, błękitne morze, zieleń traw i żółto kwitnące krzewy. Wszystko to tworzyło prawdziwie nadmorski pejzaż. Był to nasz pierwszy treking z Klarą. Wzięliśmy chustę, a wózek zostawiliśmy w kawiarni w centrum Howth w jednej z kawiarni. Ku naszemu zaskoczeniu Klara w chuście wytrzymała ponad cztery godziny! Ze względu silny wiatr Marcin chronił ją też swoją kurtką. Upajaliśmy się słońcem, widokami, byciem razem. Cieszyliśmy się, że znów ruszyliśmy na trekking! Co prawda nie pojechaliśmy w nasze ukochane góry, ale wzgórza Irlandii też zrobiły na nas wrażenie.
Po południu zatrzymaliśmy się jeszcze na obiad w Howth. Na otwartym markecie kupiliśmy kalmary z sosem czosnkowym oraz irlandzki chowder, zupę z rybą, porami i gęstą zasmażką.
Wykorzystując maksymalnie piękny dzień zdecydowaliśmy się jeszcze na spacer po Dublinie. Przeszliśmy obok Spire of Dublin, wysoki na 120 metrów spiczasty monument, postawiony dla uczczenia nowego tysiąclecia. Spacerowaliśmy po ogrodach Trinity College, a na koniec przeszliśmy po słynnej dzielnicy bohemy irlandzkiej odwiedzając Temple Bar. Wróciliśmy do domu po dwudziestej. Czekał już na nas pyszny grill i przekąski, przygotowane przez kuzyna.
Następny dzień spędziliśmy już w najbliższej okolicy, bardzo rodzinne. Marcin wybrał się rano na bieganie wzdłuż rzeki Lyreen. W południe już wspólnie spacerowaliśmy po terenach i ogrodach uniwersytetu w Maynooth. Przyznam, że robią wrażenie i przywołują na myśl obrazy z Harrego Pottera.
Po południu czekał nas już powrotny lot do Warszawy, tym razem Klara przespała start i lądowanie.